Jestem trzydziesto – kilkuletnim facetem. Mieszkam w niewielkiej miejscowości na południu Polski.
Najbardziej dumny jestem z tego, że jestem mężem najcudowniejszej kobiety na świecie- mojej żony.
Od kilku lat odkrywam uroki i trudy małżeństwa i wiem jedno, małżeństwo stało się dla mnie największą przygodą mojego życia, ale też największym zadaniem. Dzięki małżeństwu rozwijam się, staje się lepszy i walczę o to, by dla Niej czynić świat wokół nas lepszym.
Pracuje z ludźmi. Z racji zawodu jaki wykonuje powierzają mi swoje problemy, czasem samych siebie. Mam szanse obserwować ich Świat, ich życie.
Za każdym razem przekonuje się, że czym dalej od Boga tym życie ludzi jest mniej radosne, tym mniej w nim pokoju a więcej strachu niepewności, zawiści. Czasem życie takie przepełnione jest wesołkowatością, sztucznym uśmiechem, a czasem prawdziwymi sukcesami materialnymi, ale zawsze pod płaszczykiem sztucznych radości kryje się pustka i niepewność jutra. Imponują mi ludzie żyjący blisko Boga. Tacy wiecie prawdziwe w Nim zanurzeni (nie dewotki), przepełnieni są jakąś niespotykaną, wewnętrzną radością, spokojem, ale też mądrością życiową. Chce być tacy jak oni.
Zawsze byłem wierzący i praktykujący, ale jakieś 13 lat temu poznałem kogoś, kto zburzył tą moją dziecinną religijność i pokazał mi innego Boga. Potem był czas buntu i obaw, czy takie patrzenie na Boga to nie sekciarstwo, ale potem była wielka przygoda z Nowenną Pompejańską i Dzienniczkiem Siostry Faustyny. Wtedy przyszło nawrócenie i odkrycie Boga jako Kogoś bliskiego, Kogoś z kim warto iść przez życie.
Zachłysnąłem się Jego miłością. Wtedy moje patrzenie na Świat, na Kościół, na moje życie i problemy zupełnie się zmieniło. Ten blog jest właśnie o tym zachłyśnięciu się. Piszę go, właśnie po to by nie zapominać o tym co wtedy, kilka lat temu przeżyłem.