Staszek to znany w mojej miejscowości bywalec ulicy. Taki niebieski ptak, który nie stroni od alkoholu, przesiaduje na ławkach w miejskich parkach czy przy deptakach, a i czasem zdarza mu się na tych ławkach zasnąć. Często pozostawia po sobie niezbyt miły zapach, a bywa i też tak, że alkohol wzbudza w nim pewnego przekleństw macho. Z wyglądu i zachowania, nie miły gość.
Od dłuższego już jednak czasu Staszka, coraz rzadziej można spotkać na ulicy, a w stanie jak po wyżej zdarza się to wyjątkowo. Zamiast na ulicy, można go coraz częściej spotkać na Mszach Świętych w jednym z kościołów w moim mieście. Jest wtedy czysty, pachnący i chyba trzeźwy. Jego obecność, zawsze wzbudza w innych zainteresowanie. Jestem przekonany, że słyszy te szepty za sobą: „patrzcie kto przyszedł, przecież to Staszek”.
Był też, w Niedziele Zmartwychwstania na Mszy Świętej i rezurekcji. Stał blisko ołtarza. Podeszła do niego jakaś Pani, coś mu powiedziała. Ukląkł i wycofał się na tył Kościoła. Stanął blisko mnie. Był czysty, trzeźwy. Chyba męczył go głód alkoholowy. Cały się trząsł. Nagle usłyszałem od kogoś stojącego obok nas: „jak śmiesz tu przychodzić, taki z Ciebie aniołek a jak zachowujesz się na co dzień” Staszek, odwrócił się do tej osoby, powiedział: „wszystkiego dobrego na Święta Pani życzę”, ukląkł i wyszedł z Kościoła. Czy został przed świątynią do końca Mszy czy poszedł, tego nie wiem.
Postawa, tej Pani wytykającej Staszka palcami i zabraniającej mu udziału w nabożeństwach jest dla mnie przerażająca. Dlaczego tacy jesteśmy? Dlaczego tak łatwo oceniamy, dlaczego nie pozwalamy innym uczestniczyć w radości Zmartwychwstania, dlaczego tak łatwo przychodzi nam zabronienie innemu udział w eucharystycznej uczcie? Denerwują nas drzazgi w oczach innych osób, ale nie widzimy belki u nas.
Staszek na co dzień nie jest przykładem do naśladowania. Wręcz przeciwnie. Jest antyprzykładem. Nie znany jednak historii jego życia. Może to jaki jest, jest wyłącznie jego winą, a być może ktoś go skrzywdził i nie mógł sobie inaczej z tym poradzić, jak przez alkohol. Na Mszy był jednak trzeźwy, zachowywał się godnie. Jego ubiór- jak na Staszka- był bardzo odświętny. Nie śmierdział.
Jego obecność nie była dla mnie zgorszeniem. Była świadectwem jak wiele może wiara w Jezusa. Ten Staszek- menel- widać, naprawdę Go spotkał. To spotkanie daje mu siłę do walki z nałogiem. A nawet jeżeli to tylko chwilowa, świąteczne przerwa od picia, to też jest powód do radości.
Powodem zgorszenia jest natomiast postawa innych, którzy odmawiają komukolwiek obecności w Kościele. Widać wyraźnie, że te osoby zapomniały o słowach Jezusa, który powiedział iż nie potrzebują lekarza zdrowi, ale Ci co się źle mają.
- zbieżność imion przypadkowa, imię „Staszek” zostało fikcyjnie przypisane do bohatera mojego teksu. Opisałem jednak sytuacje autentyczną z ostatnich Świąt, a bohater w moim mieście znany jest pod dość charakterystycznym przydomku.