Albowiem zapłatą* za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz. 6,23) W tym tygodniu jakoś bardzo brzmi mi w uszach powyższe zdanie.
Wiemy że są grzechy śmiertelne i te powszednie. Śmiertelne pozbawiają nas łaski bożej,przez ich popełnienie skazujemy się na potępienie. Tymczasem w powyższym zdaniu nie ma mowy o rozróżnieniu grzechów. Zapłatą za grzech jest śmierć. Za każdy grzech. Bo przecież każdy grzech oddala nas od miłości bożej, oddala nas od łaski. Każdy grzech jest okrutnym nieszczęściem, nawet ten lekki.
Tymczasem tak łatwo przychodzi mi popełnienie jakiś drobnych przewinień, ba czasem i wcale nie takich drobnych. Przyzwyczajony do tego samego zestawu grzechów, spowiedź mógłbym odbywać w konfesjonale niczym w automacie do zamawiania potraw sieci Mc Donald,wciskając ikonkę zestawu. To co zwykle.
W tym Wielkim Poście, chce się z tego uwalić. Zapłatą za grzech jest śmierć, a ja chce wybrać życie. Nie wolno mi akceptować nawet tych najmniejszych przewinień, mam z nimi walczyć.
Tylko znowu… ta walka w pojedynkę, skończy się tak jak zawsze… kolejna spowiedź i kolejny raz ten sam zestaw. Walczyć o swoje zbawienie, to walczyć z każdą wadą i grzechem, ale walczyć nie samemu, ale z Nim z Jezusem. Chcąc naprawdę się nawrócić, pokonać swoje wady, grzechy, naprawić to w czym ciągle zawalam, muszę zaprosić do tych wszystkich miejsc w moim życiu Jezusa. Muszę prosić Go wybaczenie i prosić Go o to by mnie uzdrowił, by mnie dalej prowadził, muszę i chce powiedzieć mu by zawsze był przy mnie blisko,nawet wtedy gdy ja zawalam i odchodzę. Chce Jego bliskości, chce szczerej relacji z Nim.Sam nie jestem wstanie walczyć o lepszego mnie, z Nim mogę jednak wszystko.