Lubimy oceniać. Uwielbiamy krytykować. Łatwo przychodzi nam też szufladkowanie innych. To nic, że czasem albo nawet bardzo często te nasze oceny innych są niesprawiedliwe, z czasem może okazują się błędne. Uwielbiamy to robić, taka jest chyba też nasza ludzka natura.
W sprzyjających warunkach ta krytyka jakiejś osoby może wręcz przybrać miano zbiorowego ataku. Do jednego z zakładów pracy z którym współpracuje kilka lat temu została przyjęta nowa pracownica. Młoda dziewczyna z kliniczną wręcz otyłością. Nieśmiała, cicha. Taka ot uciekająca przed wzorkiem innych. Ten wzrok innych nie był dla niej łaskawy. Wielu po kątach krytykowało ją za to jak wygląda, że potrafiła doprowadzić się do takiego stanu. Pojawiały się przeróżne żarty na jej temat. Stała się adresatem drwin, choć niekoniecznie wypowiadanych do niej wprost. Niewielu było tych, co potrafiło wyłamać się z tej brygady szyderców i traktować tą pracownicę jak równą sobie. Spojrzenia większości to były spojrzenia z góry, pełne szyderstwa, politowania i niechęci.
Sympatii w zespole było do tej dziewczyny jeszcze mniej, gdy coraz rzadziej pojawiała się w pracy. Często jej obecność była usprawiedliwiona zwolnieniem L4, ale w powszechnej opinii współpracowników było to tylko symulowanie. Część ludzi zastanawiało się tylko dlaczego toleruje to szefostwo.
Pewnego dnia na wszystkich gruchnęła wiadomość o tym, że ów młoda niespełna trzydziestoletnia dziewczyna nie żyje. Wtedy na jaw wyszła informacja, że od wielu miesięcy zmagała się ze śmiertelną chorobą. Jej tusza była skutkiem ubocznym kuracji jaką przechodziła, a nieobecności w pracy nie były symulowaniem, uciekaniem od obowiązków, wręcz przeciwnie, podjęcie pracy w jej sytuacji zdrowotnej pokazało jej twardy charakter- nie chciała użalać się nad sobą, ale chciała podjąć pracę, by mimo choroby żyć normalnie. Spojrzenia tych co z niej szydzili, na jej pogrzebie, przepełnione były nie tylko smutkiem ale też wstydem.
Wiele razy byliśmy pewnie w takim tłumie szyderców, może też staliśmy się ofiarą takich nieprzychylnych spojrzeń. Spojrzenia innych mogą zabić, ale też mogą uleczyć.
W ostatnią niedzielę czytana była ewangelia gdy przyprowadzono do Jezusa kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. Nie wiem jakie było spojrzenie Jezusa na tłum chcących ukamienować tą kobietę, ale wszyscy ci ludzie zostawili kamienie i odeszli. Gdy czytam dialog Jezusa z ta kobietą, jestem jednak pewien, że Jego spojrzenie w stosunku do niej, było spojrzeniem pełnym miłości, przebaczenia. Nie było to spojrzenie „z góry”, nie było w nim oceniania, potępienia, było wybaczenie. To było spojrzenie dające życie i wyzwalające z wad i życiowych błędów. To spojrzenie mówiło pewnie prawdę o tej osobie, mówiło: „tak źle postępowałaś, ale ja Cię akceptuje, taka jaka jesteś, z całą historią Twojego życia, z wszystkimi twoimi grzechami. Taką właśnie Cię kocham. Idź i nie grzesz już więcej”
Chcesz doświadczyć takiego spojrzenia? Czeka na Ciebie w konfesjonale. Tam spotkasz Jezusa idź i pozwól by spojrzeniem pełnym miłości i miłosierdzia wyleczył to co w Tobie jest słabe, złe i grzeszne.
Spowiedź nie jest rozwiązaniem na brak kultury, którego ofiarą padła ta kobieta. Chyba, że po niej ksiądz by poleciał do nich z odpowiednią awanturą, ale jest to wariant bardzo mało prawdopodobny.
Pozdrawiam.